Cześć dziewczyny :)
Nie było już chwilę żadnego posta ani z zakupami ani z ulubieńcami dlatego dzisiaj przygotowałam dla Was post z zakupami, które poczyniłam w USA. W Stanach byłam miesiąc i muszę przyznać, że listę zakupów miałam większą ale niestety nie było zbyt dużo czasu na zakupy i w sumie też brakowało mi chęci i ochoty, co u mnie jest naprawdę dziwne :D Dlatego zakupów jest niewiele, mimo to chcę Wam pokazać parę drobnostek, które zakupiłam :)
Jeśli interesuje Was co kupiłam poprzednim razem będąc w USA i na jakie firmy warto zwrócić uwagę zapraszam TUTAJ. W poście tym opisywałam kosmetyki z tańszych półek cenowych i jak wiadomo trochę rzeczy się zmieniło bo przykładowo firma wet&wild dostępna jest już w Polsce.
Tym razem jak i poprzednim skupiłam się na firmie e.l.f, Niektóre kosmetyki właśnie z tej firmy to prawdziwe perełki a w USA można je kupić naprawdę niedrogo. Padło na eyeliner i tusz bo ich byłam najbardziej ciekawa. Eyeliner i tusz to u mnie priorytet, który musi być niezawodny dlatego chętnie przetestuję jak poradzą sobie produkty e.l.f.
Przed samym wylotem na szybko kupiłam podkład Loreal True Match, którego używałam w Polsce i który na nieszczęście przed smaym wyjazdem mi się skończył. Ku memu zdziwieniu pomimo, że ta sama firma i ten sam podkład, różni się on znacznie od tego zakupionego w Polsce. Pewnie przygotuję recenzję z porównaniem. Ostatnim z kolorowych kosmetyków był cień w kremie Color Tattoo. Zdecydowałam się na niego ponieważ bardzo spodobał mi się odcień (którego nie widać niestety na zdjęciu :D) a którego nigdy wcześniej w Polsce nie widziałam.
Postanowiłam też zakupić 3 pędzelki. Ostatnim razem byłam bardzo zadowolona z pędzla e.l.f więc tym razem dokupiłam sobie jeszcze dwa. Trzeci to pędzelek wet&wild. Cały czas ta firma mnie zaskakuje i jestem szalenie ciekawa jakie mają pędzle.
A na koniec szaleństwo pomadkowe :D Jak Wam już nie raz wspominałam uwielbiam pomadki w oryginalnych opakowaniach i z tego powodu zupełnie niekontrolowanie do mojego koszyka wpadły 3 balsamy do ust, kubuś puchatek, jabłko i truskawka :D Mama się już ze mnie śmieje, że jestem jak dziecko, ale czy one nie są przesłodkie - kocham takie " gadżety".
No i oczywiście nie wyjechałabym bez zapasu Carmexów :D
Kochane tak jak wspominałam zakupy poczyniałam niewielkie ale przynajmniej portfel nie ucierpiał a ból zawsze załagodzony :D
Świetne zakupy :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSama chętnie bym kupiła takie cudeńka w USA. Pędzelek z różową końcówką wygląda bardzo ciekawie. Czekam na opinie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze go nie używałam i sama jestem ciekawa jak się sprawdzi :)
UsuńKorzystanie z balsamu w takim opakowaniu to sama przyjemność :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :D
UsuńChętnie bym się wybrała na zwiedzanie drogerii w USA, kosmetyki z elf zawsze mnie ciekawiły :)
OdpowiedzUsuńPortfel byłby pewnie mniej zadowolony :D
UsuńMam jeden z Twoich pędzelków z Elfa - starła mi się nazwa, ale to na pewno któryś z tych ;) i bardzo go lubię :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa Loreala!
OdpowiedzUsuńfajne inspiracje i ciekawie prowadzony blog tak trzymac ! :)
OdpowiedzUsuń